W styczniu w Beskidzie Żywieckim, u naszych sąsiadów Górali Żywieckich, już od 52 lat odbywa się konkurs – przegląd zespołów obrzędowych pod nazwą Żywieckie Gody. W tym roku niestety grupy przebierańców nie zaprezentują się w plenerze. Przegląd się jednak odbędzie, ale w formie online. No cóż, wszystko się zmienia – życie, kultura, tradycje…
Warto przy okazji przypomnieć, że do dziś na Żywiecczyźnie mają miejsce widowiska obrzędowe dziadów. Grupy przebierańców, zwane dziadami lub jukacami (miejska żywiecka odmiana dziadów) odwiedzają domy w sylwestra i Nowy Rok. Grupę tworzy kilkadziesiąt postaci. Są wśród nich m.in. diabły, kominiarz, Cyganka, Cygan, Żyd, śmierć, państwo młodzi, dziad, niedźwiedzie, konie, baciarze. Niektórych bywa po kilka, pojawiają się też nowe, odzwierciedlające współczesne zmiany cywilizacyjne. Część postaci nosi niesamowite maski wykonane najczęściej z drewna, pozostałe malują twarze. Strój i rekwizyty nadają każdej osobliwy charakter. Grupie towarzyszy orkiestra złożona z heligonki, skrzypiec, bębna lub prymitywnego instrumentu perkusyjnego – wakatu, a czasami tylko heligonista.
Poza życzeniami składanymi na początku obrzędu nie ma innych ról mówionych. Całe widowisko jest żywiołowe, pełne ruchu w takt instrumentów muzycznych i dzwonków, którymi obwieszone są niektóre kostiumy. Uczestnicy improwizują działania stosowne do charakteru pełnionych ról i talentów. Żyd handluje oraz ubija interesy, druciarz drutuje garnki, kominiarze łażą po dachach itd.
Pewne zachowania i działania uczestników są jednak ściśle określone przez tradycję. Tak wiec musi zapłonąć ogień – ten niezwykły żywioł symbolizujący oczyszczenie i życie. W ognisku tarzają się niedźwiedzie, przez nie przeskakują konie. Niedźwiedzie „kulają się” z dziewczętami. Wreszcie konie padają jak nieżywe, co symbolizuje śmierć w przyrodzie. Potem ożywają, tak jak odrodzi się przyroda, bo po śmierci musi nastąpić życie, a dobro musi zwyciężyć nad złem. Konie, symbol płodności, seksualności, życia, po „zmartwychwstaniu” skaczą i tańczą ze zdwojoną siłą, „zaklinając” przyrodę na dobry urodzaj. Przez cały czas trwania widowiska słychać hałas, brzęk dzwonków końskich uprzęży, odgłosy strzelania z batów, czyli te wszystkie dźwięki, które służyły do odpędzania zła, pobudzania przyrody, wysyłania w zaświaty dusz goszczących okresowo na Ziemi.
Dzisiaj coraz bardziej zatraca się sens i magiczne znaczenie obrzędu, ale pozostaje niezwykła widowiskowość, poczucie wspólnoty, duma z pielęgnowanej tradycji.
Krystyna Pieronkiewicz-Pieczko